Coś dla ducha: Zaniemówieni, czyli kozak w necie, asekurant w świecie



Kiedy ostatnio nieznajomy zaprosił cię na kawę albo zagadnął na temat pogody? A kiedy ty to ostatnio zrobiłeś?

          Często słyszę, że najtrudniejsze w relacjach jest ich nawiązanie. Stąd pewnie rozkwit wszystkich stron typu „spotted”. Nieśmiałość i niepewność powstrzymują nas przed zwykłym zagadnięciem, zaproszeniem na kawę, szczerym uśmiechem. Z drugiej strony, kursy uwodzenia i internetowe poradniki pełne są dziwacznych afirmacji i tandetnych taktyk podrywania. Dla kobiety dodatkową przeszkodę stanowi tradycyjne przekonanie, że jest zwierzyną i musi dać się upolować, inaczej facet nie będzie jej szanował. I tak anonimowo próbujemy namierzać kogoś, kto wpadł nam w oko lub spłycamy relacje do wyrażenia aprobaty albo jej braku dla potencjalnego kontaktu seksualnego w wersji Tinder. Paradoksalne wydaje się przy tym, że osoby, które przyznają się do korzystania z portali randkowych – takich z opisem, że coś na poważnie, serio i na dłużej niż od zachodu do wschodu słońca; uważane są za desperatów i mięczaków. A przecież to właśnie oni szczerze mówią, czego oczekują i wykazują odwagę do wzięcia na siebie nie tylko powierzchownych radości, jak w przypadku tinderowych romansów, lecz również odpowiedzialności za związek, szczęście i troski drugiego człowieka.
          Kilka miesięcy temu zostałam szczęśliwą posiadaczką dwóch boston terrierów. Urocze i bardzo szkodne to zwierzątka. Razem ze spacerami po okolicznym lasku, przyszły kontakty z innymi właścicielami psów. To dziwnie naturalne, że spotykający się psiarze z łatwością zaczynają ze sobą rozmawiać i iść w jednym kierunku. Psiaki się obwąchują i zapoznają, nie zwracając uwagi na rasę, rozmiar i wiek – podobnie ich właściciele. Raz spacerowałam przez ponad godzinę ze starszą panią, która na emeryturze wróciła do miasta ze wsi i zadziwiało ją, jak Warszawa się zmieniła. Innym razem młody chłopak opowiadał mi o trudach łączenia dorabiania i studiowania i o tym, że w końcu wziął kredyt i zamierza zmienić pracę. Po prostu szliśmy i sobie rozmawialiśmy. Pomyślałam wtedy: jak łatwo jest tak naprawdę nawiązać jakąś relację, jeśli łączy nas chociaż tak prosta rzecz, jak posiadanie psa. Miliony ludzi mają psy. Poza tym faktem, dzieli ich wszystko – płeć, wiek, poglądy i zawody. A jednak traktujemy to jako pewnego rodzaju unię, która uprawnia nas do swobodnego zagadania. Czy fakt, że stoimy na jednym przystanku, jesteśmy na tej samej imprezie czy robimy zakupy w tych samych miejscach, nie jest czymś, co łączy nas zdecydowanie bardziej, niż samo posiadanie psa? Czemu zatem nie podchodzimy do ludzi w tych miejscach tak łatwo, jak w przypadku spaceru z czworonogiem? Pies jest takim samym pretekstem, jak cokolwiek innego!
          Jest oczywiście pewna różnica w zamiarze, prawda? Gdy ktoś nam się podoba, wrzucamy na siebie większą presję. Musi być pierwsze wrażenie, więc najlepiej zacząć którymś z idiotycznych tekstów proponowanych przez telewizyjnych guru majtek mocy. „Hej blondyna, chcesz mieć syna?” i „pokazać ci moją kolekcję motyli?”. Często w wersji jeszcze bardziej ordynarnej i sztucznej. Warto pomyśleć wtedy, że na razie ktoś może i mieści się w naszej osobistej definicji piękna, ale to jeszcze nie znaczy, że jest interesującym człowiekiem. Aby się o tym przekonać, wypadałoby porozmawiać, choć przez moment. A jak poradzić sobie z presją, która od razu objawia się kropelkami potu na czole? Może faktycznie czasem warto potrenować nawiązywanie relacji z ludźmi, którzy na co dzień nas otaczają. Kilka zdań na temat pogody, wymienionych z panią z piekarni czy pogawędka z ochroniarzem z recepcji sprawią, że podejście do kogoś, kto wpadnie nam w oko, pójdzie o niebo łatwiej. Radzę wyrzucić wszystkie wyzwania typu: zagadać do 10 dziewczyn w galerii handlowej czy podejść do 5 chłopaków podczas imprezy w klubie. Naprawdę, jakość jest lepsza od ilości.
          Fenomen platform łączących ludzi polega na tym, że warunkiem nawiązania bezpośredniego kontaktu jest uzyskanie zgody obu stron wirtualnie (bez potrzeby angażowania aparatu mowy w obecności tej osoby). Nie twierdzę, że nie ma w tym pewnego uroku, ale z drugiej strony dowodzi, jak bardzo ludzie boją się zaryzykować uznając, że brak odpowiedzi jest lepszy niż odmowa. A ja zawsze będę uważała, że ciekawiej jest zagrać i przegrać, niż tylko gapić się, jak inni grają.


Joanna H. Sawicka

Photo: https://c1.staticflickr.com/9/8239/8498109855_3eaa6733b3_b.jpg

0 komentarze:

Prześlij komentarz