Związek z zasadami – czyli tworzenie regulaminu szczęśliwej relacji
Niezależnie od
tego, czy pracujesz w Urzędzie Skarbowym i jesteś wielbicielem biurokracji, czy
co tydzień organizujesz manifestacje antysystemowe, kierujesz się pewnymi regułami
funkcjonowania z innymi ludźmi.
Te zasady mogą być mniej lub bardziej wyartykułowane
i dokładne, ale istnieją.
Szczególnie ważne okazuje się to wtedy, kiedy wchodzisz z kimś w bliskie
relacje uczuciowe. Spędzacie ze sobą dużo czasu, bawicie się, sprzeczacie, być
może razem mieszkacie czy nawet opiekujecie się dziećmi. Posiadanie wyrobionego
zestawu praw i obowiązków powinno być w takiej sytuacji czymś naturalnym i
oczywistym, ale w wielu przypadkach, nie jest. Wielu z nas wydaje się, że w
związku wystarczy być, że jeżeli druga osoba jest nam przeznaczona, to będzie w
cudowny sposób wiedzieć, co robić, żeby uczynić nas szczęśliwymi.
Bańka pęka, kiedy okazuje się, że Jacek nie domyślił się, że Agatka nienawidzi
truskawkowych lodów, a przecież powinien, bo chłopak Zośki, to wie; a Basia wkurzyła
Michała paplaniną z samego rana, chociaż on, jak każdy normalny człowiek,
najlepiej funkcjonuje wieczorem.
Bo moi rodzice, bo mój były, bo koleżanka mi powiedziała... Twój partner
nie jest sumą średnich statystycznych, które składają się na ściśle określoną
zmienną „człowiek”, z dokładnie opisanymi reakcjami zawartymi w podręcznej
instrukcji obsługi. To indywidualna
jednostka, która może zareagować w rozmaitych sytuacjach zupełnie inaczej, niż
jesteś do tego przyzwyczajony/a. Może to wynikać z wychowania, przebytych
doświadczeń, środowiska, poglądów, itd. Nie pomoże radzenie się wszystkich
dookoła, bo nikt nie jest ani tobą, ani twoim partnerem. Ten orzech musicie
rozgryźć sami.
Zła wiadomość jest taka, że twój partner nie jest odlanym z boskiego
cementu ideałem, który czyta w twoich myślach. Dobra, że ty sam(a)też taki/a
nie jesteś, więc macie równe szanse. Jeszcze lepsza wiadomość, to ta, że da się
przybliżyć do ideału, jeżeli poświęcicie temu czas i wysiłek.
Nasz własny regulamin możemy stworzyć, jak przystało na prawdziwych
harcerzy – zasiąść przy stole, spisać reguły i złożyć podpis. Np. tworząc
grafik sprzątania czy rachunków.
Większość zasad wprowadza się jednak stopniowo i naturalnie, upewniając
się, że oboje je rozumiemy i akceptujemy. Możemy na przykład zaobserwować, w
których sytuacjach partner zachowuje się inaczej niż byśmy tego oczekiwali.
Zamiast frustracji i obrażania się, postarajmy się zastanowić co takiego możemy
zrobić my i o co możemy poprosić partnera, aby następnym razem czuć się
komfortowo w podobnej sytuacji. Pamiętajmy, żeby nie przesadzać z uwagami i
prośbami, które mają na celu zmianę zachowania partnera. Ustalanie zasad to nie
koncert życzeń i pretensji. Nikt nie lubi być krytykowany ani zmieniany na
siłę. Obmyślamy proste strategie, które mają zapewnić lepsze zrozumienie między
partnerami, powstrzymujemy się jednak przed dopasowywaniem kogoś do naszego
widzimisię.
Tworzenie naszego związkowego regulaminu może zawierać zarówno punkty,
które nie wymagają poświęcenia od drugiej osoby, np. „nie kupuj mi lodów
truskawkowych, wolę czekoladowe”, a także te, które wymagają wysiłku, a nawet
poświęcenia się, np. „poczekaj z opowiadaniem mi o nowym chłopaku Wandy do wieczora,
mimo, że bardzo chcesz zrobić to już rano”. W pierwszym przypadku nie ma o czym
dyskutować. Schody zaczynają się wtedy,
kiedy musimy dokonać pewnych zmian w naszym zachowaniu, a zmiany bywają raczej
mniej, niż bardziej przyjemne.
Postarajmy się więc uczynić cały
proces możliwie jak najmniej bolesnym dla obojga. Warto zacząć od zmniejszenia
wymagań wobec do partnera – po pierwsze zaakceptować to jaki jest, a po drugie
przestać oczekiwać i wyczekiwać, że partner magicznie zmieni się na widok naszego
focha.
Możemy za to wytłumaczyć partnerowi jak reagujemy w danej
sytuacji i co może zrobić, żeby pomóc nam poczuć się bardziej komfortowo.
Jeżeli rano chcemy cieszyć się chwilą ciszy i gorącą kawą, powiedzmy o tym
partnerowi w formie pozytywnego komunikatu, np. kochanie, rano bardzo lubię
posiedzieć chwilę w samotności – czy mogłabyś opowiedzieć mi tą historię
wieczorem po pracy?
Informacja o sobie + Propozycja komfortowego rozwiązania
Zadanie odbiorcy polega na uważnym wysłuchaniu komunikatu i zaakceptowaniu,
lub zaproponowaniu alternatywnego rozwiązania. Im prostszy i konkretniejszy
komunikat, tym większa pewność, że partner dobrze go zrozumie. Opowiadając o
szkodliwości lodów truskawkowych wcale nie dajemy wyraźniej informacji, że ich
nie lubimy. Na domiar złego, nam samym wydaje się, że partner powinien zrozumieć,
co mieliśmy na myśli, a skoro zrozumiał i nadal proponuje nam te obrzydliwe
lody, to zaczynamy się wściekać i czuć się niewysłuchani, nieszanowani, itd.
Częstą pułapką stanowi również fałszywe przekonanie, że partner to dla
nas otwarta książka, bo byliśmy w końcu w paru związkach i przecież wiemy. BŁĄD!
Fałszywe przekonanie jest nawet bardziej niebezpieczne, od braku jakiegokolwiek
przekonania, ponieważ nie daje możliwości zmiany naszej reakcji. Dodatkowo,
traktując osobę w ten, a nie inny sposób, wpływamy na jej zachowanie i możemy
stworzyć samospełniającą się przepowiednię – wiem, że kobiety zawsze się
spóźniają, więc ja się spóźnię i w rezultacie ona naprawdę zacznie przychodzić
później, bo nie lubi czekać. Znane są przypadki par, które przeżyły w niewiedzy
pół życia i dopiero na 30 rocznice wyznają sobie, że żadne z nich nie lubi
całowania w szyję.
Im więcej ludzi poznajemy, tym silniejsze przekonanie, że potrafimy
czytać z nich jak z kart. Zakładamy, że wiemy, bo chcemy wykazać się
znajomością partnera. Nierzadko, sami partnerzy wymagają od nas tego
przewidywania, więc nie chcemy zawieść ich oczekiwań. Boimy się zadawać
pytania, żeby nie wyjść na ignorantów nieznających swoich partnerów, ale to
właśnie pytania są kluczem po wzajemnego poznania się. Pytając i odpowiadając,
dajemy się poznać.
Dogadujmy się, sprzeczajmy, negocjujmy do białego rana, ale róbmy to, a z
czasem naprawdę zaczniemy czytać sobie w myślach!
Róża Salti
0 komentarze:
Prześlij komentarz