Coś dla ducha: Nie wiem, czego chcę, ale chcę tego bardzo mocno, czyli singiel z lękiem związkowym
Ludzka
psychika lubi okopy – przyzwyczajenia, stałą sytuację, rytuały. Zmiana i
zarządzanie nią jest najtrudniejszą, ale i najważniejszą umiejętnością
osobistą, która uczyni nasze życie bogatszymi i bardziej satysfakcjonującym.
Jednak trzeba do tego sporo odwagi i determinacji. Ale mam dla was mały spoiler:
potem jest już tylko z górki.
Bycie
singlem jest modne. Czasy, gdy żyjących w pojedynkę nazywano starymi pannami i
zatwardziałymi kawalerami, bezpowrotnie minęły. Współczesna kultura sprzedaje
nam profil singla jako osoby niezależnej, mającej czas dla siebie i swoich
pasji. Z drugiej strony, wyznacznikiem sukcesu we współczesnych mediach
społecznościowych jest liczba posiadanych przyjaciół, followersów i kontaktów.
Seks natomiast dostępny jest na wyciągnięcie ręki – począwszy od namiastki,
jaką jest porno w internecie, poprzez aplikacje i portale randkowe, które w
dużej mierze sprowadzają się do łączenia w pary potencjalnych parterów
seksualnych; aż do szerokiej oferty seksu płatnego. Jednocześnie jesteśmy
odurzeni zalewem nowości, ulepszeń i update’ów. Na każdym kroku proponuje się
nam nowe i oczywiście lepsze: telefon, komputery, kosmetyki, samochody i leki.
Jak trudno jest się zdecydować na zakup czegoś, co posłużyć ma nam dłużej, niż
rok, gdy nieustannie z tyłu głowy mamy świadomość, że za kilka miesięcy
zaproponuje nam się coś lepszego! Te wszystkie okoliczności są wręcz
szklarniowymi warunkami do wysypu zastępów singli przekonanych, iż związki to
przeżytek i anachronizm z czasów jaskiniowych. Coraz częściej decydujemy się na
życie w pojedynkę ze źle pojętego egoizmu, pozornej wygody i potrzeby wolności
oraz przekonania, że gdzieś w przyszłości zaproponują nam idealny model
partnera; lepszy niż to, co jest w ofercie w tej chwili. I tak z pełnym
przekonaniem wchodzimy w koleiny bycia singlem, a osoby przyznające się do
tęsknoty za związkiem uważamy za słabe, nieporadne, o obniżonym poczuciu
własnej wartości.
Kobiecy
punkt widzenia
Kobietom
wmawia się, że aby zdobyć i utrzymać przy sobie faceta, należy rozegrać
znajomość z precyzją Kasparowa nad szachownicą. Panie mają być zalotne, choć
niedostępne; cnotliwe, choć wyuzdane; naturalne, choć wymodelowane; szczere,
choć wyrachowane, a przede wszystkim muszą z wielkim zaangażowaniem udowadniać,
że im nie zależy. Istnieją dwa typy artykułów w kobiecych czasopismach –
"zaakceptuj siebie" oraz "zmień siebie". Nietrudno pogubić
się w świecie oczekiwań zbudowanym na tak silnych antagonizmach. Nie dziw, że
wiele kobiet kapituluje w obliczu wysoko ustawionej poprzeczki i woli wybrać
życie singielki zamiast nieustanny wyścig w konkursie żonglowania
osobowościami.
Męski punkt
widzenia
Mężczyznom
wmawia się, że życie w związku to nieustanne pole minowe kobiecych humorów,
reglamentacja seksu, parada zakazów i kornik w portfelu. Wciąż też pokutuje
wizerunek playboya, który swoją męskość udowodnić może jedynie poprzez
rozrzucanie swojego materiału genetycznego na każdym rogu. Jednocześnie to
mężczyźni gorzej sobie radzą z rozstaniami i bardzo często unikają wchodzenia w
nowe relacje ze względu na niezaleczone rany po poprzedniej. Nierzadko rozczarowanie relacją z jedną
konkretną osobą przenoszą na instytucję związku. I tak, nie „Mariola to był
kawał kwoki”, a po prostu „związki są złe”.
Ustna umowa
cywilno-prawna
Zapominamy
w tym wszystkim, że relacja z drugą osobą to efekt dwustronnej umowy. I zawrzeć
możemy w niej wszystko, wedle naszego uznania. Fajny związek może być znakomitą
przyjaźnią z satysfakcjonującym aspektem erotycznym. Wystarczy tylko odważyć
się otworzyć i poczekać na rozwój sytuacji. I nie chodzi tu o desperackie
poszukiwania związków, bo to właśnie jest najczęstszą przyczyną emocjonalnych
blizn. Gdy od początku zawieramy umowę, w której godzimy się na wiele
niewygodnych warunków, tragedia jest nieuchronna. Z początku zagryzamy zęby, bo
efekt fascynacji wysuwa się na pierwszy plan. Po jakimś czasie różowe okulary
zsuwają się nam jednak z nosa i okazuje się, że związek zaczyna uciskać.
Otwartość na relacje nie oznacza chwytania każdej okazji. Szczera postawa wobec
potencjalnego partnera może wręcz sprawić, że będziemy czekać dłużej (przecież
również nie zaprzyjaźniamy się z każdym). Za to efekt takiego podejścia będzie
zdecydowanie bardziej zadowalający.
Zawsze potrzeba sporo odwagi, żeby być gotowym
przyjąć zmianę, bo tym na pewno okazuje się każdy związek. Jednak rozsądne
zarządzenie taką zmianą może przynieść nam niesamowity ładunek synergii. A na
to warto się umówić.
Joanna H.
Sawicka
0 komentarze:
Prześlij komentarz