Coś dla ducha: 5 sygnałów, że nasz związek zmierza w złym kierunku


W natłoku codziennych obowiązków i wszechobecnym deficycie czasu, nierzadko brakuje nam chwili na refleksję nad własnym związkiem. Warto jednak poświęcić chwilę na wychwycenie subtelnych sygnałów, zanim łagodne niesnaski urosną do rangi „różnic nie do pogodzenia”.



1. Pretensje ponad rozwiązania.

Gdy myślimy o przeprowadzeniu „poważnej rozmowy”, w głowie mamy listę zarzutów, nie listę rozwiązań. Zanika komunikacja pomiędzy partnerami.
Każdy związek targany jest czasem frustracjami i niezadowoleniem. Łączy nas głęboka bliskość, zaufanie i współzależność. W skrócie – dużo oczekujemy, więc czasem się zawodzimy. Jeśli jednak rozpatrujemy przede wszystkim nasze żale i chcemy zademonstrować nasze rozczarowane, ale w naszej głowie nie pojawiają się konstruktywne propozycje rozwiązań, oznacza to, że zamiast „my”, koncentrujemy się przede wszystkim na „ja” Co więcej, każdą próbę komunikacji, dyskusji o naszym związku (lub jej brak, milczenie, odpuszczanie), należy rozpatrywać zarówno na poziomie treści komunikatu jak i uwarunkowań płciowych. Kobiety, rozmowy utożsamiają ze zdrowym związkiem. Mężczyźni odwrotnie – zaczynają mówić dopiero, gdy widzą zgrzyty w relacji.

2. Obawa przed zmianą.

Przed rozstaniem powstrzymuje nas przede wszystkim strach przed zmianą, pozostaniem samemu i chaosem.
Wiemy, jak wyglądają rozstania. Najczęściej z własnego doświadczenia, czasem z doświadczeń przyjaciół czy rodziny. Rozstanie to zawsze dramat. Trudne rozmowy, żale, dezorganizacja życia. Nic więc dziwnego, że nasz instynkt samozachowawczy stara się bronić naszą psychikę przed wstrząsem. Jesteśmy również tak skonstruowani, że jeśli w perspektywie najbliższej widzimy ból, rzutuje to na nasze wyobrażenie o ciągu dalszym. Coś, co źle się zaczyna, naznaczone jest dalszą przykrością. Ale co jakiś czas warto pomyśleć, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdy cała burza ucichnie. Choć dziś wydaje się to bardzo trudne, wiemy (czasem podświadomie, czasem patrząc na otaczających nas ludzi), że nawet najbardziej zawiłe sytuacje udaje się rozwiązać i ułożyć. Dziś możemy być przekonani, że pewnych rzeczy nie da się załatwić. Warto jednak wyobrazić sobie, że do tego doszło. Gdy zaczynamy rysować perspektywę za 3-6 miesięcy, często okazuje się, że ta dalsza przyszłość wydaje się dużo atrakcyjniejsza od obecnej sytuacji.

3. Zaburzone priorytety.

Tworząc listę za i przeciw pozostania w związku, w kategorii „za” na pierwszych miejscach umieszczamy kwestie formalne, okoliczności zewnętrzne a nasz emocjonalny komfort (jeśli w ogóle) znajduje się na dalekich pozycjach.
Związki łączą nas na wielu różnych płaszczyznach. Z emocjonalno-uczuciowych wychodząc, powoli związują nas na innych poziomach: wspólnego mieszkania, znajomych, spełnienia oczekiwań rodziny, zobowiązań finansowych (jak np. kredyty hipoteczne), wspólnego rodzicielstwa i wielu innych. Im dalej w las, tym drzew więcej. Oznacza to, że im dłużej i mocniej się kochamy, tym więcej mamy wokół siebie okoliczności, które utrudnią nam ewentualne rozstanie, gdy siła tej miłości osłabnie. Gdy jednak przesłanki natury pochodnej a nie wynikającej z samego uczucia zaczynają być ważniejsze, wiemy, że podstawowy warunek szczęśliwego związku przestał być naszym priorytetem. Szalona, namiętna miłość naturalnie podlega przemianom, warto jednak zdać sobie sprawę z tego, czy idzie ona w dobrą stronę. Kiedy nadal czujemy się ze sobą dobrze, chcemy razem spędzać czas i widzimy w sobie partnerów – wszystko w porządku. Jeżeli jednak zabrakło między nami ciepłych uczuć, należy poważnie zastanowić się nad przyszłością naszej relacji.

4. Porównywanie.

Coraz częściej porównujemy swój związek z relacjami naszych rodziców, przyjaciół, znajomych. Wynika to z wewnętrznej potrzeby, często nieuświadomionej, znalezienia wyjaśnienia niepożądanych odczuć wobec własnego związku. Każdy zdrowy związek rządzi się własnymi zasadami. Nie potrzebuje się ścigać z innymi. Porównywanie się z innymi ma dać nam powód z cyklu „u nas kiepsko, ale u nich to dopiero masakra”. Nie jesteśmy szczęśliwy, ale „skoro może być gorzej”, to może warto trzymać się tego, co jest.
Ale porównywać możemy nie tylko nasz związek, ale i samego partnera. Gdy coraz częściej łapiemy się na zachwytach innymi, zazdroszczeniu innym lub zwykłym wyobrażaniu sobie swojego życia u boku kogoś innego (lub chociaż chwili zapomnienia) – czas przyjrzeć się, czy nie trzymamy się kogoś z braku lepszych opcji.

5. Brak bliskości.

Pomiędzy partnerami zamiera aspekt fizyczny i wcale nie chodzi tu tylko o seks, choć również. Potrzeba bliskości wynika w sposób naturalny z intymności, którą wspólnie zbudowaliśmy. Każda osoba ma inny poziom zapotrzebowania na kontakt fizyczny, więc nie ma jasnego wyznacznika, co powinno nas alarmować. Jako punkt odniesienia traktować należy początek związku. Namiętność odpowiedzialna za seks obniża się wraz ze stażem związku, ale poziom intymności odpowiedzialny na drobne gesty, jak pocałunek, złapanie za rękę czy przytulenie, powinien wyglądać dość podobnie przez lata. Jeśli obserwujemy dramatyczny spadek w tym obszarze naszego związku, możemy podejrzewać, że nie odnosimy się do siebie z czułością.

W naszych relacjach może pojawiać się jeden lub nawet kilka z wymienionych powyżej sygnałów. Nie oznacza to jeszcze, że jesteśmy na równi pochyłej, związek się kończy a my powinniśmy zacząć pakować walizki. Należy również pamiętać, że każdą relację tworzą ludzie o różnych temperamentach, charakterach i oczekiwaniach, więc proporcje bardzo zależą od indywidualnych uwarunkowań. Czasem potrzebna jest korekta kursu, którym wspólnie podążamy. Nie wolno jednak tracić czujności, gdy chodzi o nasze własne szczęście. Jeśli obserwujemy te sygnały w naszym związku, ale nie czujemy w sobie chęci i siły do poprawienia tego stanu rzeczy, być może przyszedł czas na rozstanie. Wszystkie niepożądane wirusy lęgnące się w naszych związkach można wyleczyć, ale potrzebna jest ich świadomość i chęci obydwu partnerów. Cokolwiek postanowimy, to będzie dobra decyzja – bo nasza.

JH. Sawicka   


0 komentarze:

Prześlij komentarz